Zaktualizowano w dniu 2 listopada, 2024

Stało się już tradycją, że na koniec naszych azjatyckich wojaży, wybieramy piękną i spokojną wyspę, na którą udajemy się na zasłużony odpoczynek. I tym razem nie mogło być inaczej. Na szczęście Wietnam nie oferuje aż takiej ilości wysp jak np. Tajlandia, więc wybór był stosunkowo łatwy i padło na Phu Quoc. Dolecieliśmy tutaj z Da Nang z przesiadką w Sajgonie (lotów bezpośrednich niestety brak) liniami Vietnam Airlines. Ceny lotów w Wietnamie są wyższe niż w Tajlandii, więc z bagażem zapłaciliśmy sporo – 190 USD za dwie osoby. Nie obyło się bez przygód – nasz lot do Sajgonu został odwołany. Musieliśmy wybrać alternatywne połączenie z samego rana, które spowodowało, że nie zobaczyliśmy Da Nang oraz mieliśmy przymusowy wielogodzinny postój w Sajgonie. Nie ma jednak tego złego – kilka godzin w Sajgonie przeznaczyliśmy na odwiedzenie jednej z polecanych restauracji – Cuc Gach Quan (więcej tutaj).
Phu Quoc to największa wyspa Wietnamu, leżąca tuż przy granicy z Kambodżą, a zamieszkuje ją aż 100 tys. ludzi. Lubimy wyspy, na których oprócz pięknych plaż i fajnych widoków, można też wyjść poza hotel i pozwiedzać (i pozjedzać!). Choć większość czasu leniuchujemy na basenie i na plaży, chcemy mieć opcję na krótką wycieczkę, dobry obiad czy popołudniowy spacer. Phu Quoc nas zaskoczył, bo choć spędziliśmy tam aż 5 nocy, czasu na wylegiwanie się było bardzo mało.
Tu śpimy

Ocean Bay Phu Quoc Resort and Spa
O wybór hotelu na wypoczynkową część wakacji, dbam zawsze najbardziej. Z definicji zamierzamy w nim wypoczywać i spędzać znaczną część czasu, więc ważna jest dla mnie infrastruktura, udogodnienia i pokoje. W Azji lubimy wybierać hotele z rozległym i zielonym terenem, fajnym basenem i oczywiście te położone na plaży. Tak jak i tym razem, zamiast wielkich hotelowych budynków, chętnie wybieramy małe klimatyczne domki.
Hotel Ocean Bay jest zdecydowanie warty polecenia, ma przepiękny (choć może nie aż tak duży) basen, piękny instagramowy teren i przestronne pokoje utrzymane w wietnamskim stylu. Łazienki są praktycznie na zewnątrz, więc trzeba zamykać drzwi i wziąć poprawkę na różnych małych gości , którzy mogą nas odwiedzić z sąsiadującego ogrodu. Z małych minusów - położenie hotelu nie należy do najbardziej komfortowych - do głównej drogi trzeba przejść 15 minut spacerem w pełnym słońcu. Dopiero tam zaczynają się restauracje, sklepy i kawiarnie, które ciągną się wzdłuż drogi. Dla mnie największym rozczarowaniem były ceny masaży, które były ekstremalnie wysokie i dorównywały tym w Polsce (900 000 VND / 140 PLN za godzinę). Szkoda, bo w Tajlandii nawet w bardzo dobrych hotelach na wyspach masaż kosztuje ok. 30-50 PLN za godzinę.






Ocean Bay serwuje przepyszne śniadania i nie byłabym sobą gdybym nie poświęciła im osobnego akapitu. Wybór jest spory, ale jest też naprawdę bardzo smacznie. Serwują mnóstwo lokalnych specjałów, które zmieniały się prawie codziennie, jest stacja z live cooking, przeróżne owoce, ale też kilka opcji europejskich dla malkontentów. Szczególnie do gustu przypadły mi mini Banh Xeo i Banh Khot, które pałaszowałam z ziołami, sałatą i wietnamskimi piklami.







Tu zwiedzamy
Phu Quoc jest świetną opcją dla zwolenników aktywnego wypoczynku. Wyspa jest ogromna, a atrakcji całe mnóstwo. Po wyspie jeżdżą taksówki (korzystamy z aplikacji Grab), można też wypożyczyć skutery lub poruszać się lokalnym autobusem.
- Sunworld Hon Thom – kolejny park rozrywki sieci Sunworld (znamy ją już z Ba Na Hills), którego największą atrakcją jest najdłuższa na świecie kolejka linowa ciągnąca się na 7899 m. Widoki są nieziemskie – suniemy nad lazurową wodą i mijamy pomniejsze wyspy. Gdy dojeżdżamy do ostatniej wysepki (Hon Thom), widzimy Aquapark i Rollercoaster, z których można skorzystać w cenie biletu (600 000 VND / 95 PLN) . Uwaga! Kolejka ma dwugodzinną przerwę w kursowaniu pomiędzy godziną 11.30 a 13.30, więc w tym czasie nie pojedziemy w żadną stronę. Na miejscu jest też plaża, do której nie dotarliśmy. Byliśmy natomiast w Aquaparku, gdzie woda w basenach miała temperaturę Pho i pojechaliśmy drewnianą kolejką, na której nieźle nas wytrzęsło. Kolejka wygląda zdecydowanie bardziej niewinnie, niż jest w rzeczywistości. Fajna jest wieża widokowa, na którą wyjeżdża się w okrągłym panoramicznym pomieszczeniu.
- Sunset Town – stąd odjeżdża kolejka linowa, więc chcąc nie chcąc trzeba zerknąć. Jest to miasteczko urządzone w stylu śródziemnomorskim, gdzie przez chwilę zastanawiamy się, czy nie wylądowaliśmy we Włoszech. Jak zwykle z przymrużeniem oka traktujemy takie miejsca, ale podobno można stąd zobaczyć najpiękniejszy zachód słońca.





- Phu Quoc Countryside Pepper Farm – farma pieprzu, ale też piękne ogrody i pyszne jedzenie, jak również lekcje gotowania! Bardzo polecam wizytę w tym miejscu. Jest położone na uboczu, więc dojechaliśmy z hotelu taksówką, ale mieliśmy problem z powrotem, gdyż żadna taksówka nie chciała po nas przyjechać 🙂 Całe szczęście wzieliśmy numer telefonu od kierowcy, który nas przywiózł i w ten oto sposób udało nam się wrócić i jeszcze po drodze zobaczyć fabrykę sosu rybnego. Po farmie za 69 000 VND (11 PLN) oprowadzi nas angielskojęzyczny przewodnik, a w cenie dostaniemy pyszną lemoniadę i spróbujemy mango z pieprzem, solą i chilli. Po wycieczce, polecam zamówić coś do jedzenia – mają pyszne przekąski w cenie 115 000 VND (18 PLN)- a gdyby czas na to pozwolił, z pewnością wybrałabym się tutaj na lekcje gotowania. Na wycieczkę można przyjechać spontanicznie (ja jednak na wszelki wypadek napisałam do nich na WhatsAppie), natomiast lekcje gotowania trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem. Mają fajną stronę internetową.






- Fabryka sosu rybnego – jest ich na wyspie kilka, gdyż Phu Quoc słynie z najwyższej jakości i intensywności tego produktu. Sos rybny jest nieodzowny w kuchni wietnamskiej (jak również w innych kuchniach azjatyckich), więc warto zaopatrzyć się w parę butelek. My trafiliśmy do Huynh Khoa Fish Sauce Factory, po tym jak wyczytałam, że wizyta obejmuje krótkie zwiedzanie w języku angielskim. Skończyło się jednak na samodzielnym przeczytaniu plakatu z opisem produkcji. Można natomiast zobaczyć (i poczuć) beczki, w których rybki zasypane solą leżakują przez okres 12-15 miesięcy. Pamiętajcie, że im wyższy numer na butelce, tym wyższa koncentracja rybnego smaku, a tym samym lepsza jakość i rosnąca cena. Sos został zakupiony i jest nadal w użyciu w mojej kuchni.


Co jeszcze można zwiedzić?
- Więzienie kokosowe Phu Quoc – bezpłatne muzeum w miejscu dawnego więzienia funkcjonującego w czasach wojny wietnamskiej. Było na naszej liście, ale nie dotarliśmy. Jako, że w Muzeum Pozostałości Wojennych w Sajgonie była dość spora część przeznaczona tej tematyce, pocieszamy się, że najważniejsze widzieliśmy.
- Plaże – jeśli są w pobliżu to zerkniemy, jeśli trzeba jechać przez cała wyspę to z reguły wolimy ten czas spędzić chillując na plaży lub basenie w naszym, pieczołowicie wybranym hotelu. Do najładniejszych należą ponoć Sao Beach, Ong Lang Beach i Khem Beach. Warta rozważenia jest też popularna Starfish Beach – słynie ona z wszechobecnych rozgwiazd i na zdjęciach faktycznie wygląda bajkowo. Opinie w internecie mówią jednak, że jest tam bardzo brudno, a ludzie bawią się rozgwiazdami jakby były zabawkami, narażając je na śmierć.
- Vin Wonders – największe wesołe miasteczko w Wietnamie z 6 strefami tematycznymi inspirowanymi cywilizacjami świata. Oprócz kolejek i atrakcji, mamy do dyspozycji park wodny i oceanarium. Idealne miejsce dla dzieci.
- Grand World Phu Quoc – muszę przyznać, że nie do końca rozumiem to miejsce, ale jest to kolejny gigantyczny kompleks rozrywkowo-handlowy, z budynkami inspirowanymi miastami europejskimi (możecie na przykład pospacerować po Wenecji). Są tu organizowane różne przedstawienie i koncerty.
- Vinpearl Safari Phu Quoc – składa się z otwartego zoo i rezerwatu przyrody. Zobaczymy tutaj ponad 4500 zwierząt z 200 różnych gatunków. Jest opcja zwiedzania autem jak na safari. Zoo wygląda faktycznie na bardziej dzikie i otwarte, niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie. Na zdjęciach trochę przypomina mi Zoo w Singapurze.
- Hotel Ocean Bay do Pepper Farm: 158 000 VND (25 PLN)
- Hotel Ocean Bay do Sunworld Hon Thom: 419 000 VND (66 PLN)
- Hotel Ocean Bay do Night Market: 114 000 VND (18 PLN)


Tu jemy
Eat Pray Love
W menu znajdziecie mięsa, ryby i owoce morza przygotowane na sposób wietnamski, ale też sporo opcji wegetariańskich, a pomiędzy nimi Carbonarę i Musakę, które radziłabym zignorować 🙂 Ja zajadałam się tutaj krewetkami, które były znakomite, a moja druga połówka jadła przepysznego kurczaka z mango i oczywiście wołowinę z zielonym pieprzem z Phu Quoc. Mają też bardzo dobre smoothie.
Nie znajdziecie tutaj klasyków kuchni wietnamskiej typu Pho, Bun Bo Nam Bo czy Banh Xeo, ale zjecie naprawdę dobre dania restauracyjne przygotowane na wietnamski sposób.
- Atmosfera / Klimat / Wystrój: kolorowa knajpka w fajnym klimacie. Stoliki znajdują się pod zadaszeniem, ale jednak na zewnątrz. Są wiatraki i jedna oddzielna klimatyzowana sala. Przemiła rodzinna obsługa.
- Lokalizacja: na północy wyspy, przy głównej drodze. 20 minut na nogach z naszego hotelu (Ocean Bay).
- Ceny: 100 000 – 185 000 VND (za danie) = 15-30 PLN; smoothie za 40 000 VND (6 PLN)





Wood House Restaurant
Jedna z restauracji położonych najbliżej naszego hotelu. Wybraliśmy się tam raz i było w porządku, ale bez szału.
Zjemy tutaj klasyki kuchni wietnamskiej, ale też nieśmiertelne Bolognese. My zdecydowaliśmy się na Bun Bo Nam Bo i Bun Cha czyli dania z makaronem, warzywami i dodatkami takimi jak grillowane mięso czy kawałki sajgonek. Było bardzo gorąco, a te dania są idealne na upały – lekkie, letnie i pożywne. Do tego zamówiliśmy oczywiście sok z mango i smoothie z marakują.
Obsługa była bardzo miła, ale nie mówiła za bardzo po angielsku.
- Atmosfera / Klimat / Wystrój: miła, rodzinna restauracja ze stolikami na zewnątrz pod zadaszeniem.
- Lokalizacja: na północy wyspy, 8 minut na nogach z hotelu Ocean Bay.
- Ceny: 80 000 – 150 000 VND za danie = 13-24 PLN



Cà phê cà pháo
Świetna kawiarnia przy głównej drodze w okolicach naszego hotelu. My korzystaliśmy z opcji na wynos, ale jest też mnóstwo miejsca do siedzenia w bardzo miłym otoczeniu.
Mają duży wybór kawy i profesjonalny sprzęt do parzenia, do tego soki, smoothie i szeroką gamę herbat. Kawy i herbaty są podawane w opcji na ciepło i na zimno (!), a co najważniejsze serwują przepyszną soloną kawę, od której całkowicie się uzależniliśmy. Jest też kawa kokosowa i kawa z jajkiem.
Porcje (kubki) są gigantyczne, a ceny wahają się od 15 000 za czarną kawę do 30 000 VND za kokosową / soloną / z jajkiem (2 – 5 PLN).
Ale ja tęsknię za tą kawą i za tymi cenami! 🙂

Phu Quoc Night Market
Na wyspie warto odwiedzić targ nocny, żeby popróbować wieczorową porą lokalnych smakołyków, zrobić zakupy i wybrać pamiątki. Targ jest dość spory i są tam zarówno wózki ze street foodem, jak również restauracje i zwykłe supermarkety.
Ja zasmakowałam tutaj w Bo La Lot – grillowanej wołowinie w liściach betelu. Jest też mnóstwo stanowisk z prażonymi orzeszkami w tysiącu smakach – można kupić dla siebie i na prezenty.




Gdzie jeszcze jemy?
- On The Rock Restaurant: nie dotarliśmy, ale miałam na liście. Ponoć idealne miejsce na kolację przy zachodzie słońca, ze względu na piękne położenie nad brzegiem morza. Restauracja należy do hotelu Mango Bay. Serwują ryby, owoce morza, mięsa jak również pizzę.. Ceny są dość wygórowane: 300 000 – 500 000 VND za najtańsze dania w menu (47-78 PLN).
- Xin Chao Seafood Restaurant: polecana przez wielu blogerów restauracja z owocami morza, w której jadł też Robert Makłowicz w czasie swojej wizyty na wyspie. Fajne menu i przystępne ceny. Znajduje się w niewielkiej odległości od nocnego targu.